„(...)
Staję. Ona nadchodzi, szczupła, lekka i elegancka, a wraz z nią
wraca tęsknota, niebo i moja własna krew. Nie mogę mówić. Wiem (...), że
jest zdrowa, że cienie się rozproszyły, i czuję to sam. Jest znowu, inna
niż dawniej, ale jest, choroba nie stoi już między nami, z moich rąk
i oczu tryska miłość, a oszołomienie jak bezgłośna burza płynie przez
żyły ku mózgowi. (...).
Rezygnuję.
Jest tak, jak przeczuwałem! Wyzdrowiała, a ja wyśliznąłem się z jej
rąk jak gazeta z rąk śpiącej chłopki. Nic nie pamięta. Zupełnie jakby się
obudziła z narkozy. Czas spędzony tutaj zniknął z jej pamięci.
Wszystko zapomniała. (...) Nie kłamie, widzę to wyraźnie. Straciłem ją nie
dlatego, jak się obawiałem, że pochodzi z innego środowiska niż ja
i do niego wraca, ale gorzej, całkowicie i nieodwołalnie. Umarła.”